Albo kiedy zaciska się pętla i próbujesz załatwić niezałatwialne na zaraz, teraz, już, a pani w okienku mówi, że nie da rady, że najwcześniej na jutro albo za tysiąc minut, których nie masz, bo jeszcze dzisiaj musisz wrócić na drugi koniec miasta, zanim zatrzasną inne okienko, więc trochę prosisz, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby żądać, wymagać, walić pięścią w stół, wołać kierownika oddziału, toczyć pianę z ust; a trochę konasz w konwulsjach wyobraźni wizualizując głuche tąpnięcie mozolnie dźwiganego planu i wtedy pani pyta o nazwisko. I staje się jasność. Cudowne przemienienie. Coś, co jeszcze przed chwilą wymagało specjalnych zabiegów, odpowiednich czynników służbowych, wysoko wyspecjalizowanej kadry, magicznych zaklęć, wielogodzinnego odczyniania, dzwonków, złotego pyłu i konfetti, jest gotowe od ręki. I to w dwóch egzemplarzach. Ma tu pani swój fanklub- mówi uśmiechnięta pracownica wyższego szczebla. I wręcza stosowne dokumenty. Tak musi smakować sława– myślisz. Zstępując w czeluść brooklyńskich ulic. Z teczką pod pachą, która niczym tarcza zwiastuje nieuniknione zwycięstwo. Jest dopiero szósty dzień nowego roku i już udało się tak wiele. Miłe złego początki? Wznosząca fala, po której głębinowe mroki i szuranie brzuchem po dnie? Lepiej się nie zapędzać w swawolne układanie szczegółowych harmonogramów. Jak mawiał klasyk: na przyszłość można robić tylko plamy.
*
Wszystko zawdzięczam Jezusowi– mówi kobieta w windzie. Wymodliłam sobie wcześniejszą wizytę. Brak kolejki. I szybki powrót do domu. Thank you Lord– powtarza. Żeby tylko nie padał śnieg.
*
W poczekalni święty obrazek przytwierdzony pinezką do ściany. Laurka z niezdarnie wykaligrafowanym „love you mommy”. Ulotka o kokluszu. W gabinecie obok uchylone drzwi. Tajemnica lekarska wydostaje się na korytarz. Wśród personelu piątkowe rozluźnienie. Jeszcze tylko kilku pacjentów. Do wolności. Nowa pani doktor przypomina sympatycznego kreta z klasycznie ilustrowanej bajki. Siwiejące włosy zebrane w malutki kok, okulary, zmrużone oczy krótkowidza. Natychmiast wzbudza zaufanie. Osłuchuje. Bada odruchy. Dotyka! Stara szkoła– myślę. Bo jej poprzednicy patrzyli tępo w ekran. Nie nawiązywali kontaktu wzrokowego. Wypisywali recepty. Odhaczali punkty w tabelkach. Dowiemy się, co ci dolega– mówi zaskakująco energicznie. Hardo.
*
Godzinę później zamawiam drinka pod tytułem: My doctor is drunk. W szklaneczce z bourbonem pływa miniaturowa buteleczka Jägermeister. Wyraźnie ziołowa nuta przywodzi na myśl peerelowski syrop na gardło. Barman o aparycji lekko utuczonego drwala krząta się za kontuarem. Butelki ze złotym płynem świecą w ciemności. Nagle dostrzegam, że w lokalu są niemal wyłącznie kobiety. Brunetka przy barze rzuca koleżance wymowne spojrzenia. Czy to gay bar?– pytam faceta w szelkach. Zaprzecza. Gdzie są mężczyźni?- zastanawiamy się na głos. Wyginęli?
*
Wieczór jest młody. Zaglądamy jeszcze w kilka miejsc. Starszy pan słysząc, że mówimy po polsku, bierze nas za turystki i oferuje pomoc. Jest tu w pobliżu wspaniała restauracja- mówi. I kieruje nas do popularnej knajpy z rodzimymi przysmakami. Niezmiennie bawi mnie przekonanie niektórych, że polscy turyści w Nowym Jorku są spragnieni pierogów i barszczu.
*
Od jutra dieta– postanawiamy wespół w zespół. I przyrzekamy wspierać się w tej nierównej walce. Mam wstrętnie słabą wolę– myślę Broniewskim. Najpierw składam obietnicę. Potem składam broń. Na koniec przyjdzie złożyć kondolencje. Opłakać wszystkie porzucone plany. Noworoczne postanowienia. Dalekosiężne koncepcje. Ale póki pełno w szkle, można stawiać zamki na piasku. Kopać fosy. I nie wywieszać (jeszcze) białej flagi.
A gdzie serwuja “pianych doktorow” drinki?
tak podobnie jak polscy turyści w nyc nie szukaja barszczu i pierogów tak my uciekalismy przed światecznymi dekoracjami i bożonarodzeniową muzyką, która rozbrzmiewała w knajpach turystycznej częśc Tajlandii…
Znana osobistość Pan Andrzej Dobrowolski twierdził, że Mężczyźni witają się uściśnięciem dłoni. Kobiety obejmują się przyjaźnie. W pierwszym wypadku chodzi o sprawdzenie, czy w ręku nie ma ukrytej broni, w drugim, czy na pewno nie ma jej też za plecami i czy gra z otwartymi kartami 🙂