stany wewnętrzne

Menu
  • TEKST
  • FOTOGRAFIA
  • O AUTORCE
Menu

Ferment

Posted on January 17, 2020January 18, 2020 by Weronika Kwiatkowska

To nie miało prawa się udać. Nawet statystyka była przeciwko nam. Polacy nie czytają książek. Grzmią co roku nagłówki prasowe i żółte paski w telewizji. Przeciętny Kowalski z kraju nad Wisłą stroni od literatury. A co dopiero Kowalski znad East River? Imigrant wrzepiony w amerykańską glebę. Półprzytomny od morderczego tempa Miasta. W ciągłym przemieszczaniu się. Gonitwie. Przebodźcowany. Wiecznie spóźniony. Z permanentnym FOMO*. Obsesyjnie rozmazujący bakterie po ciekłokrystalicznym ekranie w poczuciu, że życie jest gdzie indziej?

Pomysł by założyć Klub Książki pojawił się przypadkowo i jak wszystko co wychyna z czeluści wszechświata, roi się i wypiętrza niemal samoistnie, natychmiast został wcielony w czyn. Wystarczyło wyjść z domu. I – jak pisał Robert Frost- wybrać ścieżkę mniej uczęszczaną. Na końcu której były drzwi. Za nimi regały z książkami. Kilka stolików. Drewniany kontuar. I wysoki, chudy chłopak w rogowych okularach. Który uśmiechał się szeroko.

Niewielka księgarnio– kawiarnia dopiero miała stać się ulubionym miejscem lokalnych hipsterów. Jeszcze nie było zegara ściennego z ogonem. Ani starej maszyny do kawy, której nagłe wybuchy, syki i gulgoty przywodzą na myśl znerwicowaną kotkę. Cosmo ustawiał na półkach tomy używanych książek. I opowiadał o genealogicznych zawiłościach rodzinnych. Był drugi tydzień stycznia. Ten moment, kiedy jeszcze wierzy się w noworoczne postanowienia. Łaknie zmiany. Kupuje karnet na siłownię. Właśnie wtedy, dokładnie 5 lat temu, spotkaliśmy się po raz pierwszy. Anonimowi książkoholicy. Nałogowi czytelnicy. Pielgrzymi słowa. Przybywający z pięciu stron świata; five boroughs nowojorskiego kolosa.

Pierwszym gościem Ridgewoodteki był Janusz Kapusta. Artysta hipnotyzujący publiczność. Niewiele pamiętam z tamtego spotkania. Byłam stremowana i na silnych środkach przeciwbólowych, bo akurat wyskoczył mi dysk. Ktoś powiedział: powinnaś się częściej uśmiechać. Bardzo się tą uwagą przejęłam. Mimo niezaprzeczalnych niedociągnięć organizacyjnych wieczór zakończył się sukcesem.

Głód obcowania z literaturą był tak wielki, że przez pierwsze sezony spotykaliśmy się co dwa tygodnie! Szybko wypracowaliśmy własny format: żadnych zadań domowych, lektur obowiązkowych i jałowych dyskusji z cyklu: co autor miał na myśli. Raczej temat: „(Bez)wstyd. Feminizm. Erotyka”, „Lęki, depresje, psychozy i inne demony”, „Sztuka reportażu”, „Intymistyka: Listy”, „Książka dzieciństwa”, czy „Wielkie żarcie” i pozycje, które mniej lub bardziej dotykały omawianego zagadnienia. Liczyłam na intelektualny ferment. Przekonywanie się nawzajem, że właśnie ten autor, ta książka, że trzeba przeczytać, koniecznie i nieodwołalnie. Poczucie wspólnoty z ludźmi o podobnej wrażliwości na słowo.

Pamiętam spotkania, podczas których uczestnicy wyrywali sobie ostatnie minuty, żeby zdążyć przeczytać jeszcze jeden wiersz, akapit, zdanie. Wtedy myślałam o „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów” Petera Weira, nocnych ucieczkach z akademika, czytaniu poezji przy świetle latarki, dyskusjach do świtu. I że było w tym coś z atmosfery pierwszych wtajemniczeń.

Pięć lat. Ponad sześćdziesiąt wieczorów. Dziesiątki osób zatrzymujących się na chwilę. Lub na dłużej. Niezapomniane spotkania autorskie z Ewą Winnicką, Filipem Springerem, Magdaleną Kicińską. Ale też ważne rozmowy z polonijnymi twórcami: Czesławem Karkowskim, Anną Frajlich, Januszem Szlechtą.

Jestem wdzięczna za wszystko, co wydarzyło się przez te lata. Inspirującą obecność wrażliwych na literaturę, dzięki którym łatwiej znieść prozę imigranckiego życia. Znajomości, które przerodziły się w przyjaźnie. Czułą wymianę myśli i energii.

Kto by pomyślał, że pasja, która nie jest tak trendy jak kitesurfing, wspinaczka wysokogórska, hatha joga czy pszczelarstwo, może być niewyczerpanym źródłem radości?

Literatura to potęga. Zatem: czytajcie książki. I nie wstydźcie się o tym rozmawiać!

*FOMO z ang. Fear of Missing Out.

Share this:

  • Click to share on Twitter (Opens in new window)
  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

Related

2 thoughts on “Ferment”

  1. Gosia says:
    January 18, 2020 at 9:45 am

    Jeszcze jeden cudowny tekst i wspaniały reportaż. Troszkę mnie to wszystko przygnębiło… Dlaczego przeznaczenie nie postawiło Cię na mojej drodze, dlaczego ja sama nie potrafię wykrzesać z siebie takiej charyzmy jednoczącej ludzi ciekawych jako osoby i ciekawych świata, dlaczego tak mało dbam o mój rozwój intelektualny (i to już od miesięcy, a może nawet lat), dlaczego czytam coraz mniej (a to przecież była moja pasja i jest poniekąd mój pierwszy zawód)…i tak można by mnożyć pytania, przytłaczające, oskarżające, deprymujące…na szczęście nie pozostają one zawieszone nad głową jak groźba nieuchronna, jak fatum, lecz pozostawiają miejsce na pozytywne wnioski i konkluzje! To wszystko może i musi się zmienić. To ode mnie zależy czy i jak wbogacam moje życie. Czas na przebudzenie! Dziękuję Weroniko.

    Reply
  2. Bozena says:
    January 18, 2020 at 9:49 pm

    Świetne,,z pazurem zagrzewających na następne lata!

    Reply

Leave a Reply Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Follow Us

©2021 stany wewnętrzne | Theme by SuperbThemes