stany wewnętrzne

Menu
  • TEKST
  • FOTOGRAFIA
  • O AUTORCE
Menu

Ganglion

Posted on October 16, 2020October 16, 2020 by Weronika Kwiatkowska

Miasto jest puste. Chodniki krzywe. Zaparkowane auta po obu stronach ulicy. Sznur samochodów. Bez początku i końca. Paciorki różańca. Tylko nikt się nie modli. O ratunek dla zatrutego spalinami świata. Nie odlicza mantr. To raczej powróz krępujący ruchy. Zatykające arterie ulic złogi, które tamują przepływ zdrowej krwi. Stoją gęsto. Jeden za drugim. W tej okolicy trudno o miejsce do parkowania. Znalezienie pięciu metrów wolnej przestrzeni rozpatrywane jest w kategoriach cudu. O tym się rozmawia. Nieustannie. Drży, że nie będzie gdzie zostawić auta. I ekscytuje, że było miejsce pod-samym-domem. Nie uwierzysz. Ktoś akurat wyjeżdżał. Co za szczęście. Otwórzmy szampana.

Gdy byliśmy dziećmi grało się na ulicy w dwa ognie. Skakało w gumę. Na boisku między blokami toczyło się życie. Można było przysiąść na drewnianych ławeczkach i obserwować chłopców uganiających się za piłką. Zimą plac zamieniał się w lodowisko. Godzinami jeździliśmy na łyżwach. Okrążenie za okrążeniem. Pijani od mroźnego powietrza. W pędzie. Amoku. Dzisiaj stoją tam samochody. Kolejne miejsce na mapie dzieciństwa wylane betonem.

This image has an empty alt attribute; its file name is 0c77d3fcf441d2566d4f0e504cc8cc86.jpg

[…]
ojciec narąbał drewna na wiele zim, ale
zim będzie więcej i więcej,
a dzisiaj jeszcze palę
ojca drewnem


[…]
wieszam na bramie żałobną biało-czarną kartkę,
młotkiem wbijam pinezki,
nierówno, chyba nierówno
jak zawsze nieidealnie


[…]
żadnych widm, żadnych straszeń,
pusto, te miejsca świecą


[…]
a jak się stuknie w google maps
w moje miasteczko i moją ulicę,
w mój dom rodzinny, ojciec nadal
tam siedzi na balkonie, patrzy*

Chodzę po ulicach mojego miasta. Zaglądam w okna. Staję naprzeciwko drzwi. Ale nie mogę ich otworzyć. Kursor przesuwa się. Obraz rozmazuje. Wejście na klatkę schodową wygląda inaczej niż zapamiętałam. Nie ma ławeczki. Ani krzaków, w gęstwinie których szukaliśmy dwuzłotówek, albo kluczy do domu wyrzucanych z okna na czwartym piętrze. Są puste miejsca. Wyżarta słońcem trawa. A wszystko pomniejszone, skurczone. Obce.

Ile razy wyobrażałam sobie powrót do domu? Schody. Półpiętra. Skrzynkę na listy. Wycieraczkę. Że zapukam. I będę nasłuchiwać kroków, szelestów. I nie odpowiem na pytanie: kto tam. Schowam się, żeby przez judasza nie mogło dostrzec ojcowskie oko. Że oto wróciła. Córka marnotrawna. Z wieloletniej tułaczki. Wygnania. Uchodźstwa. I kiedy uchyli się portal do przeszłości, wszystko wróci na swoje miejsce. Zasklepią się rany. Będę znowu kompletna. Cała.

Nie zdążyłam.

Już zawsze będę chodzić z dziurą. W sercu.

Odkąd umarł, fotografia na ścianie co rusz zmienia położenie. Ojciec się przekręcił – mówię. I nagle wybucham niekontrolowanym śmiechem. Za który w myślach się ganię. Ale nie mogę przestać. Śmieję się długo. Histerycznie. Doceniłby czarny humor – pociesza K., kiedy poprawiam ramkę. I nagle przypomina mi się rada, jakiej ojciec udzielił mi przed laty, z zakresu szeroko pojętej sztuki wystawienniczej: najlepsza jest guma do żucia.

Kiedy ponownie próbuję umocować fotografię widzę wyraźnie: mamy taki sam kształt dłoni. Odziedziczyłam nawet niewielki guzek w okolicy prawego nadgarstka, który pojawia się gdy przeciążam rękę. Niedawno odkryłam jego nazwę: ganglion. Teraz też delikatnie wystaje. Podskórna wyspa pamięci.

Myślę o dłoniach ojca. Przypominam sobie, jak wprawnym ruchem stawiał idealne litery. Niemal słyszę skrzypienie flamastra dotykającego arkusza brystolu i czuję zapach farby olejnej. Ostatni raz widziałam je na czarno-białej fotografii. Złożone na piersi. Martwe.

Przed pójściem spać jeszcze raz zaglądam do słownika. Natrafiam na termin: ganglion sympathicum. Inaczej:

zwój współczulny.

*Marcin Świetlicki, Pięć wierszy o ojcu, z tomiku Delta Dietla, EMG 2015.

Please follow and like us:
fb-share-icon

Share this:

  • Click to share on Twitter (Opens in new window)
  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

Related

4 thoughts on “Ganglion”

  1. A. says:
    October 17, 2020 at 4:35 pm

    Wera, łącze się z Tobą w tych rozmyslaniach. Nic się nie zmieniło, choć juz ponad 7mcy minęło. Dziś pierwsze takie zimno, pale od rana ojca drewnem. A on siedzi w fotelu moich mysli, albo na tarasie patrzy na magnolie wiosna. Buźki

    Reply
    1. Weronika Kwiatkowska says:
      October 19, 2020 at 11:52 pm

      dzięki kochana! odezwij się proszę na priv. tyle lat minęło … ściskam!

      Reply
  2. juliagoesaway says:
    October 17, 2020 at 7:32 pm

    Piękne, smutne, melancholijne. Odnajduję tu siebie, w tych fragmentach.

    Reply
    1. Weronika Kwiatkowska says:
      October 19, 2020 at 11:52 pm

      dzięki! pozdrawiam!

      Reply

Leave a Reply Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Donate

Follow Us

©2021 stany wewnętrzne | Theme by SuperbThemes
Facebook
Facebook
fb-share-icon