niewiele teraz o tym myślimy
ale pewnej nocy wszystkie reklamówki
spod naszych zlewów
opuszczą swoje pozycje
żeby udusić nas we śnie*
Fotografia z 1980 roku. Plac zabaw na wrzesińskim osiedlu. Drewniane wigwamy. Huśtawki z opon samochodowych zawieszonych na grubych łańcuchach. Drabinki. Zjeżdżalnie. Tony piachu. Zdjęcie musiało być zrobione tuż po oddaniu obiektu do użytku, bo jeszcze nie widać zniszczeń. Miałam wtedy trzy lata i całkiem prawdopodobne, że stawiałam babki w tej ogromnej piaskownicy i huśtałam się na drewnianym koniku. Ale w pierwszych wspomnieniach miejsce beztroskich zabaw jest już mocno zdezelowane. Pamiętam trud, z jakim wspinaliśmy się na wiatrak; po drabinkach nie było śladu, robiliśmy tzw. nóżkę. Dawno zniknęły huśtawki z opon, teraz w tym miejscu była bramka. W wigwamach śmierdziało moczem, a ściany belek gęsto pokrywały wyryte w mięsie drewna odezwy do uciemiężonego narodu, wyznania miłości, obsceniczne rysunki i niecenzuralne słowa. Z ziemi wystawały skorodowane gwoździe. Kawałki blachy. Kikuty prętów. Drewniane konstrukcje groziły zawaleniem. Ale jakoś nic złego nam się nie przytrafiło. Byliśmy niezniszczalni. W ciągłym pędzie. Poza zasięgiem czujnych rodzicielskich oczu. Z kluczem na szyi. Pajdą chleba w ręce. Stwarzaliśmy osobne światy.
Dzieciństwo przed peerelowskim blokiem. Gra w gumę. Dwa ognie. Państwa miasta. Zakopywanie skarbów. Zupa z piasku. Waluta w liściach babki. Zabawa w dom. Zabawa w życie. Slajdy ciasno upchnięte w kapsule czasu. Wystarczył jeden kadr pierwszego odcinka „Chernobyl”, żeby wszystko wróciło. Smaki. Zapachy. Dźwięki. I niejasne poczucie zagrożenia, nadciągającego jak radioaktywna chmura nad Polskę.
Pamiętam ciepły wieczór. Komunikaty podawane przez radio. Ściszone głosy rodziców. A potem kolejkę do ośrodka zdrowia i złowrogo brzmiące hasło: płyn Lugola. Mam dziewięć lat i nie znoszę zapachu szpitala. Tej specyficznej woni lizolu i farmaceutyków. Przed wejściem zauważam czyjeś wymiociny. Wyrywam się bratu i z płaczem wracam do domu. Nazajutrz mama wysłała mnie do przyszywanej cioci, która kilka kropel jodu miesza z prawdziwym sokiem pomarańczowym z Pewexu, i w ten oto, luksusowy sposób, aplikuje mi dawkę specyfiku, który ma uchronić przed zabójczymi efektami opadów promieniotwórczych. Dzisiaj wiemy, że podanie płynu Lugola było niepotrzebne. Ale wtedy, w obliczu totalnej blokady informacyjnej ze strony Sowietów, decyzja wydawała się nie tylko słuszna, ale i odważna.
„Czarnobyl jest symbolem, metaforą, punktem przełomu. Dotyka jednocześnie przeszłości i przyszłości. „Nikt nic nie rozumiał, to było najstraszniejsze” – wyznał po latach jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz. Reakcje dotkniętych katastrofą, ich zachowanie w obliczu zagrożenia, tworzą wyjątkowy portret homo sovieticus. Część okazała się bezradna wobec władzy, jak Segiej Gudin, filmowiec, który mimo świadomości zagrożenia wielokrotnie wyruszał filmować skażoną strefę, bo takie otrzymywał rozkazy. Inni bezgranicznie wierzyli w słowa rządzących.”- pisze Artur Jabłoński o „Czarnobylskiej modlitwie”. Pewnie niewielu przeczytało książkę ukraińskiej noblistki. Za to „Chernobyl” obejrzały miliony. Brytyjski serial, który zdetronizował wszystkie dotychczasowe produkcje i zdobył uznanie krytyków i widzów, wbija w fotel. Świetna realizacja. Przemyślane, wysmakowane kadry. Realistyczne sceny. Sprawni aktorzy, którzy- choć mówią po angielsku- wydają się do szpiku przesiąknięci sowieckim mentalem. Mają nie tylko perfekcyjnie dobrane kostiumy, ale nawet radzieckie twarze. Naznaczone strachem. A jednocześnie jakąś niewytłumaczalną dumą. I pogardą. Scena, w której młody chłopiec wcielony do brygady zajmującej się odstrzałem bezpańskich zwierząt w strefie objętej ewakuacją, pije wódkę po pierwszej akcji, a nad głową ma lekko zwichnięty napis: “Szczęście ludzkości naszym celem” mogłaby z powodzeniem znaleźć się w filmie Wajdy czy Tarkowskiego.
Fascynuje dbałość o szczegóły. Wnętrza, które pamiętamy z dzieciństwa, robią przygnębiające wrażenie. Tapety. Meblościanki. Ciężkie od dymu kotary. Wymalowane olejną korytarze. Betonowe osiedla- widma. Niewiele różniące się od peerelowskiej Polski, krajobrazy. I w tym wszystkim człowiek niezdający sobie sprawy z zagrożenia. Nierozumiejący, że koniec świata jest za rogiem. Nadciąga noc komety, ognistych meteorów deszcz. Nie dowiesz się z gazety, kto przeżyje swoją śmierć.
„Katastrofa w Czarnobylu się nie wydarzyła, bo nie mogła się wydarzyć”- mówi jeden z bohaterów serialu. Radzieccy politycy zakłamywali rzeczywistość. Partyjni aparatczycy negowali skalę zagrożenia, chroniąc własne interesy. Czy nie podobnie dzieje się dzisiaj? Kiedy w zeszłym roku kilkuset naukowców przedstawiło raport dotyczący zmian klimatycznych, prezydent USA Donald Trump odpowiedział po prostu: „Nie wierzę w to” Tymczasem Polskę zalewa fala upałów, w Skierniewicach zaczyna brakować wody i podobno od katastrofy ekologicznej dzieli nas już tylko kilkadziesiąt lat. W oceanach niedługo będzie więcej śmieci niż ryb, tworzą się plastykowe kontynenty, topi się Grenlandia. A my, niczym mieszkańcy Prypeci przyglądający się łunie po wybuchu reaktora, mówimy: jaka piękna katastrofa.
* Bartosz Sadulski, Niewiele teraz o tym myślimy.
photos: Muzeum Regionalne we Wrześni / HBO materiały prasowe
Już chcę obejrzeć film, katastrofę ekologiczną nie bardzo – wiem , naiwna,
Nie moglam sie oderwac od tego serialu. Przezylam to jako nastolatka i od tamtego czasu nie zastanawialam sie nad tamtymi terenami. Katastrofa kojarzyla mi sie ze strachem, plynem lugola i raportami o anormaliach w noworodkach, ktore rodzily sie po katastrofie. Scena, o ktorej wspominasz, z mlodym chlopcem ktorego zadanie jest zabijanie zwierzat w strefie ewakuacyjnej doprowadzila mnie do glosnego szlochania. Musialam przestac ogladac, nie dalam rady calego odcinka zobaczyc na raz. Teraz juz po ogladnieciu calej serii mam calkowicie inny wizerunek tej katastrofy. Jestem bardziej swiadoma co sie dzieje wokol mnie i jako tego sa konsekwencje. Jako nastolatka bylam pelna wiary w dobroc, w ten malowany kolorowy swiat, bardzo naiwna. Wtedy nawet ” Charnobylska Chmura” byla tylko przejsciowa. Magiczny lyk plynu Lugola rozwial wszelkie troski. Straszne, ale prawdziwe.