Ciągle lato. I wszystkie dni takie same. Spierzchnięte od gorąca. Lepkie. Nie jestem na wakacjach. A jednocześnie podróżuję po świecie. Chodzę wąskimi uliczkami Padwy. Zanurzam się w chłodnych wodach Adriatyku. Kroję ciasto z rabarbarem na podlaskiej wsi. Wrzucam grosik do Fontanny di Trevi. Rozstawiam namiot na Spitzbergenie. Słucham wykładów podczas niezliczonych festiwali literatury. Zrywam czereśnie z drzewa. Przymierzam wełnianą czapę w Gruzji. Podglądam żurawie w Briscoe. Piję na umór w Meksyku. Jestem w tych wszystkich miejscach naraz. Wystarczy dotknąć palcem. Żeby przekonać się, że Kundera miał rację. Życie jest gdzie indziej.
Życie jest gdzie indziej. Wiodą je liczni znajomi. Podróżujący. Odpoczywający w kurortach. I pod gruszą. Wylegujący się na gankach malowniczych chat krytych słomą. W cieniu krzaków czerwonej porzeczki. Nad wielką wodą i czystą. W górach. W rozpadlinie ściółki leśnej. Z filuternie osadzonymi na gładkiej skórze ziarenkami piasku. Wyplatający wianki. Brodzący po kostki w zalanych słońcem nadwiślańskich łąkach. Jedzący gofry z bitą śmietaną. Grający w kasynie. Rzucający się w przepaść. Zrywający kwiaty jednej nocy. Buszujący w zbożu. Wystarczy zanurzyć rękę w rwącym potoku ludzkich losów, rozmazać trochę mikroorganizmów po ciekłokrystalicznym ekranie, i już. Cudze życie wypiętrza się i rozbłyska. Eksploduje. In your face, bitch. Bum!
Trudno ustrzec się letniego splinu spędzając większość wakacji w betonie. Nie mogąc polecieć na drugi koniec świata. Po wrażenia. Albo chociażby reanimację wspomnień. Na ratunek przychodzi ekologia. Okazuje się bowiem, że wybory życiowe, które rozpatrywaliśmy w kategorii porażki, stają się dzisiaj powodem do dumy i lokują nas w awangardzie walczących o dobro planety. Mimowolnie staliśmy się modni.
Międzykontynentalny lot w obie strony to ponad 1 tona wyemitowanego dwutlenku węgla, czyli tyle, co przez 1,5 miesiąca naszego normalnego życia. Chcąc wyrównać planecie tę stratę, za każdym razem trzeba by posadzić kilkadziesiąt drzew i poczekać 5-6 lat aż zaabsorbują tonę CO2. Podróżowanie samolotem, szczególnie na długich dystansach, wyraźnie podnosi nasz ślad węglowy. I na niewiele się zda codzienny eko-heroizm: energooszczędne żarówki, segregowanie śmieci, rower zamiast samochodu czy niejedzenie mięsa. Jedna podróż z Nowego Jorku do Polski i wszystko jak krew w piach. Albo dzieci. Naukowcy wyliczyli, że rok życia malucha powoduje emisję CO2 na poziomie odpowiadającym codziennemu prowadzeniu auta przez 24 lata ! Chcesz pomóc planecie? Nie rozmnażaj się!
Świadomi zagrożeń Szwedzi podobno masowo rezygnują z egzotycznych podróży. Mają już na to słowo: „flygskam” („flyg”- latać, „skam”- wstyd). „Dobry jest wstyd latania samolotem, ale jeszcze lepszy jest wstyd zrezygnowania z posiadania większej liczby dzieci”- twierdzi Hanne Kjöller, szwedzka dziennikarka i radykalna ekolożka. „Barnskam” oznacza świadomą i dobrowolną rezygnację z potomstwa na rzecz ratowania klimatu. „Zdaniem amerykańskiej naukowczyni Kimberly Nicholas, jedno dziecko kosztuje planetę prawie 60 ton emisji dwutlenku węgla rocznie. Na sumę tę składa się m.in. transport i konsumpcja”- czytam. Zamiast więc martwić się niskim przyrostem naturalnym w krajach Zachodu, trzeba zrozumieć, że dzieci są…. nieekologiczne. Kto zatem będzie pracował, kiedy bezdzietne społeczeństwo się zestarzeje? Imigranci. I maszyny. A może nikt już nie będzie musiał. Bo świat zwyczajnie przestanie istnieć.
*
Czyli co? Żyjąc kilkanaście lat bez samochodu. Bez samolotu. Bez dzieci. Nie jesteśmy przegrywami, ale pionierami w walce o ekologię? Ha. Wygląda na to, że wyprzedziliśmy trendy. Być może za kolejną dekadę lokalne eksploracje staną się tym, czym dzisiaj egzotyczne podróże na drugi koniec świata. Tymczasem pozostaje- zgodnie z zaleceniami tkliwych nihilistów- opanować pozycję dystansu i nie poddawać się uczuciu płytkiej frustracji podczas codziennego znoju przekopywania się przez hałdy wakacyjnych fotografii pod palmami, którymi znajomi hojnie okraszają swoje internetowe gabloty.
Ps.
Piszę ten tekst siedząc na patio u znajomego. Trzy ulice od domu. W samym centrum Ridgewood. Nad głową bezchmurne niebo. I sznur kolorowych flag, które gospodarz przywiózł z Meksyku. Na korkowej tablicy z mapą świata rzędy szpilek. Europa. Azja. Ameryki. Australia. Przestaję liczyć przy czterdziestym państwie. Myślę o śladzie węglowym, który Raoul po sobie zostawił. I że mu zazdroszczę.
Mimo wszystko.
fot. Gabor Fur www.gaborfur.com
Weroniko czytam twoje słowa i za każdym razem się z tobą zgadzam!?
Tematy które poruszasz i sposób w jaki o nich piszesz!
Myśle ze tez z przyjemnością bym ciebie słuchała np. Jadąc autem czy nawet w samolocie z którego od czasu do czasu muszę skorzystać.
Myślałaś o Podcasts ? Głos tez masz super! Może dla tych ludzi którzy słuchają kiedy wykonują po prostu inne czynności ? Oczywiście tylko taka myśl?
Pozdrawiam
Dzięki! może kiedyś… pomyślę o tym!
Ciekawe czy my doczekamy takiego swiata, moze lepszego?
Pani Weroniko,
Nienawidze plastikowych toreb – na zakupy staram sie chodzic z wlasna. Mierzi mnie kiedy na przyjeciu uzywa sie plastikowe kubki i talerze. Jestem zdecydowanie przeciwko zanieczyszczaniu srodowiska. Natomiast przedstawiona przez Pania teoria p. Kimberly Nicholas (kazde nowonarodzone dziecko kosztuje planete 60 ton emisji CO2) zaszokowala mnie (Kurier, 10.08). Trudno to inaczej okreslic niz paranoja. Czy juz niedlugo nie bedzie mozna umierac.? Produkcja trumien napewno zanieczyszcza srodowisko. A kremacja zwlok tym bardziej. Co do rodzenia dzieci to zapewne Pani wie ze nowa szefowa Komisji Europejskiej p. Ursula von der Layen ma siedmioro (7) dzieci a chyba nie mozna jej odmowic ani wyksztalcenia ani troski o srodowisko. Na koniec kilka slow o Szwecji, gdzie mieszkalem ponad 40 lat temu przez kilka miesiecy. Szwecja byla wtedy “normalnym”
krajem. Obecnie Szwedzi (a moze szwedzkie panstwo?) maja obsesje w kwestii ocieplenia klimatycznego. Co jest smutne to manipulacja dziecmi i uczniami szkol srednich w tej dziedzinie. Czy Szwedzi czuja sie zawstydzeni, ze nie brali udzialu w I i II wojnie swiatowej, unikneli zniszczen a obecnie sa jednym z najbogatszych krajow swiata? Ostatnio przyjeli setki tysiecy uchodzcow z Bliskiego Wschodu i Afryki, co dla kraju o 10 mln ludnosci jest delikatnie mowiac ryzykowne.
Pozdrawiam i mam nadzieje, ze nie uzylem zbyt ostrych slow.
Mam nadzieję, że ironiczny ton mojego artykułu jest czytelny. Nie bardzo rozumiem co ma Pan na myśli pisząc o “manipulacji dziećmi”? Życzyłabym sobie takiej świadomości ekologicznej jaką mają Szwedzi w innych krajach, np. w Polsce. Co ma do tego II wojna światowa? Pozdrawiam.
Pani Weroniko,
1. Czy “ironiczny” ton oznacza, ze nie zgadza sie Pani z idiotyczna teoria o wplywie rodzenia dzieci na zmiany klimatyczne? Nie mam co do tego jasnosci.
2. Jezeli 13-letnia dziewczynka organizuje strajk szkolny w obronie srodowiska to wydaje mi sie, ze zostala “podpuszczona” przez doroslych (rodzicow? nauczycieli?). W tym sensie pisalem o manipulacji.
3. W czasie II wojny Szwecja byla oficjalnie krajem neutralnym, ale gdzies do roku 1943 praktycznie wspolpracowala z Hitlerem zaopatrujac III Rzesze w cenne surowce. W 1940 r. rzad szwedzki zezwolil na przemarsz wojsk niemieckich przez swe terytorium podczas ofensywy na Norwegie. Byc moze z tego powodu Szwedzi czuja sie obecnie zawstydzeni i chca odkupic swoje grzechy np. poprzez przyjmowanie setek tysiecy uchodzcow.
Pozdrawiam
k.
1. nie jestem aż tak radykalna, by namawiać kogokolwiek do porzucenia planów rozrodczych, aczkolwiek to, że ziemia jest przeludniona jest faktem, z którym nie można dyskutować
2. podziwiam Gretę Thunberg i inicjatywę Ingi Zalewskiej. cała nadzieja w młodych! ich dziadkowie i rodzice doprowadzili do katastrofalnego stanu planety, dobrze, że kolejne pokolenia mają większą świadomość zagrożeń klimatycznych !
3. znam historię. jeśli tak jest w istocie, to brawo! i może szkoda, że inne narody nie chcą “odkupić swoich grzechów”. na przykład Polska.
Nie wiem czy to ze starości ale coraz bardziej się z Tobą zgadzam 🙂